wcześnie rano wylądowaliśmy w Pekinie i wszystko układało się inaczej niż zakladaliśmy. Mimo rezerwacji hostelu jeszcze w Polsce za nic nie mogliśmy się porozumieć na miejscu po to by:
1. kupić mapę
2. dojechać na miejsce
Taksówkarze odwracali kartkę z adresem do góry nogami i dopiero wówczas zrozumieliśmy, że Chińczycy nie tylko nie rozumieją co mówimy ale również nie znają naszych liter. Próby porozumienia się po angielsku spełzły na niczym.
Kluczyliśmy bez sensu po Pekinie. Zmeczeni wstąpiliśmy coś przekąsić - ja dostałam dziwne białe gąbki, które wzięłąm za makaron, a Janek wielki talerz cebulki prażonej. Mimo głodu nie udało nam się skonsumować tych potraw.
Zmęczeni po kilku godzinach znaleźliśmy hostel - oczywiście zupełnie inny niż wynikało z rezerwacji ale chętnie nas przyjęli.
I dzień był bardzo ciężki.